Hakujemy hit
Powrót do listy lekcji

Temat:
O czytaniu historii

To dodatkowa lekcja, która pomaga zrozumieć majstrowanie przy historii.

Teraźniejszość, która pożera historię

Nie da się opisać wszystkiego, opis zdarzeń nigdy nie będzie wyczerpujący. Ale warto wiedzieć, kto i jak opisuje przeszłość. I kto na tym zyskuje tu i teraz.

Dawno temu, a dokładnie 48 lat temu, przez trzy październikowe dni w 1974 roku, pewien francuski pisarz przeprowadził taki oto eksperyment: siedział na jednym ze słynnych placów w Paryżu (czasem w kawiarni, czasem na ławce) i starał się opisać wyczerpująco wszystko, co się wokół niego dzieje. „Opisać wyczerpująco” – to znaczy zanotować wszystkie dziejące się na placu fakty: przylatujące ptaki, zmiany pogody, przejeżdżające autobusy i samochody, przechodzących ludzi; włączyć do opisu nie tylko to, co widać, lecz także to, co słychać (klaksony, płacz dziecka w wózku), a nawet czuć (zapachy z restauracji). Niektóre z faktów cechowała regularność i przewidywalność: autobusy przyjeżdżały w określonym czasie, wyglądały podobnie. Inne fakty były całkowicie przypadkowe: kolor samochodu, klient zamawiający kawę, a nie piwo lub ciastko, kobieta niosąca dwie bagietki. Czasem te przypadkowe fakty układały się w jakieś serie: kolejni przechodnie z czarnymi, urzędniczymi teczkami.

Wniosków z tego eksperymentu jest wiele. Możecie przeprowadzić podobny – samodzielnie lub ze znajomymi – a potem wrócić z własnymi notatkami do czytania tego tekstu.

  1. Rzeczywistość składa się z ogromnej liczby nieprzerwanie dziejących się drobnych faktów. Kiedy „nic się nie dzieje”, dzieje się bardzo dużo.

  2. Żeby zdać sobie sprawę z tej masy faktów, trzeba je dostrzec, zwrócić na nie uwagę, odnotować – a zatem w pewnym sensie istnieją one tylko wtedy, kiedy je widzimy. Czy moglibyśmy powiedzieć, że coś istnieje, gdyby nikt, żaden człowiek, nigdy tego nie zauważył?

  3. Zarazem nie da się dostrzec wszystkiego – nasza uwaga zawsze wydobywa niektóre fakty z całej ich masy, wyróżnia je i łączy. Ktoś zwraca uwagę na kolor teczek niesionych przez mężczyzn, ale nie na kolor ich butów; na bagietki, ale już nie na guziki kurtki. Nie istnieje więc „opis wyczerpujący” – w tym sensie eksperyment musiał zakończyć się niepowodzeniem. Ale ukazał on, że kluczowe znaczenie ma to, kto patrzy i jak patrzy. 

Tu jednak pojawia się ważne pytanie: co decyduje o tym, że na coś zwracamy uwagę, a czegoś nie dostrzegamy? Dlaczego uznajemy coś za ważne, warte odnotowania? Czy jest to nasza indywidualna decyzja? Czy może coś poza nami powoduje, że naszą uwagą wyodrębniamy jakiś fragment rzeczywistości? Jaki jest związek pomiędzy tym, jak myślę i co widzę, a tym, jak myślą i co widzą ludzie wokół mnie? Czy mój sposób myślenia i patrzenia na świat jest „mój” własny, niezależny od otoczenia, czy też to, co myślę, jest uformowane przez świat i społeczeństwo, w którym żyję, przez rodziców, szkołę, media, przyjaciół, i jeszcze szerzej – przez kulturę i język?

Ale z drugiej strony, jak mógłbym w ogóle zobaczyć, że myślę w sposób ukształtowany przez mój świat, gdybym nie mógł wykroczyć poza narzucane przez ten świat ramy myślenia? Jak mogłoby się wówczas zmieniać ludzkie myślenie i ludzki świat? Jak możliwe jest krytyczne myślenie o własnym myśleniu?

Spróbuj zastanowić się nad tym, porozmawiajcie w grupie znajomych. Nie przejmujcie się, jeśli nie dojdziecie do rozstrzygających wniosków.

Co to ma wspólnego z podręcznikiem do przedmiotu historia i teraźniejszość profesora Roszkowskiego? Bardzo wiele – zarówno z tym jednym podręcznikiem, jak i każdym innym.

Czytanie źródeł jak przekład książek

Zacznijmy od samej relacji między historią a teraźniejszością. Gdy poznajemy historię, musimy zwrócić uwagę na ważną kwestię: to nie my samodzielnie obserwujemy przeszłą rzeczywistość (fakty), lecz dowiadujemy się o niej od osoby, która zapisała swoje obserwacje (w wypadku mniej odległych w czasie wydarzeń – pamięta je i opowiada). Takie świadectwa przeżywanej rzeczywistości – już z konieczności niekompletne i ukształtowane przez osobę, która pisze lub opowiada – nazywamy źródłami. Żeby dotrzeć do rzeczywistości, musimy więc najpierw zastanowić się, dlaczego nasze źródło widzi to, co widzi, i czego wobec tego nie widzi (albo może widzi, lecz pomija milczeniem), co powoduje, że autor lub autorka źródła konstruuje swoją opowieść tak, a nie inaczej.

Musimy pamiętać, że ludzie przeszłości żyli w innym świecie niż my. A zatem sposób, w jaki myśleli, ich język, wyobrażenia, wartości i ideały, zanurzone były w ich świecie. Żeby ich zrozumieć, musimy zrozumieć ich świat – ale dostęp do ich świata dają nam tylko ich słowa, poznajemy go wyłącznie przez nie. Trwamy więc w zaklętym kole: odtwarzamy przeszłość na podstawie źródeł, których nie możemy zrozumieć, nie rozumiejąc tej właśnie odtwarzanej przez nas przeszłości, która je zrodziła.

Gdy staramy się zrozumieć źródło, musimy jednocześnie zastanawiać się, na co sami i same zwracamy uwagę, kiedy je czytamy. Jak nasze przekonania, dostępne nam pojęcia, nasz sposób myślenia, wpływają na to, czego w nim szukamy i jak je rozumiemy. Ile w naszej lekturze jest nas (naszego świata, teraźniejszości), a ile osoby, która stworzyła źródło, i jej świata (historii, przeszłości). Mówi się czasem, że opowiadanie historii podobne jest do pracy tłumaczy i tłumaczek przekładających obcy język na własny.

Zastanówcie się, na przykład na lekcji polskiego lub angielskiego, w jakim stopniu przekład jest odpowiednikiem tekstu oryginalnego, a w jakim – nowym, samodzielnym tekstem.

Ale przecież historia nie tylko odnotowuje fakty, lecz także łączy je i wyjaśnia, to znaczy chce wiedzieć, dlaczego do tych faktów doszło, co z nich wynikło. W tych kwestiach zazwyczaj nie zadowala się wyjaśnieniami, których dostarczają źródła. Historiografia pyta więc, co jest siłą sprawczą w historii. Może jednostki, ich indywidualne dążenia, aspiracje? Ale czy wtedy powinniśmy poznać wszystkie działania każdej jednostki – od niewolnicy po króla – czy też wystarczy skupić się na działalności „wybitnych”, „wielkich” jednostek (królów, ale także przywódców buntów niewolników)? A może kluczowe znaczenie mają siły niezależne (lub takie nie bezpośrednio zależne) od świadomego ludzkiego działania: środowisko geograficzne i przyrodnicze; przemiany technologiczne i związany z nimi sposób organizacji życia gospodarczego; zasady i wartości wpisane w daną kulturę? Zauważ, że w zależności od naszych przekonań w tej kwestii wybierzemy inne „fakty” jako istotne. Wyjaśniając proces historyczny, w nieunikniony sposób patrzymy z naszej dzisiejszej perspektywy, korzystamy często z pojęć niedostępnych ludziom, o których opowiadamy.

Zastanów się wspólnie ze znajomymi, jak teraźniejszość, w której żyjemy, wpływa na nasze widzenie przeszłości. Czy należy starać się wyzwolić z teraźniejszości, żeby poznać przeszłość? Czy jest to w ogóle możliwe? Siedemnastowieczny filozof Baruch Spinoza zalecał – nie tylko w odniesieniu do historii: „Gdy chodzi o sprawy ludzkie, nie śmiać się, nie płakać, nie oburzać się, lecz rozumieć”. Co Twoim zdaniem miałoby wynikać z tego zalecenia, jeśli chodzi o naszej patrzenie na przeszłość? Czy jest to zalecenie słuszne?

Poznawanie a wykorzystywanie

Kłopot z podręcznikami polega na tym, że zazwyczaj odpowiadają one na te pytania, nie stawiając ich głośno. W tym sensie nas oszukują, bo stwarzają pozór, że wiadomo, „jak naprawdę było” (więcej o kłopotach z przekonaniem, że historia opowiada nam, „jak naprawdę było”, przeczytasz w tym tekście). Podręcznik wybiera fakty i łączy je w całościowy obraz – zawsze więc jest władzą. I co ważne, wpisany jest w instytucje władzy organizujące nasz świat – w politykę oświatową państwa. Dlatego podręcznik zawsze mówi nam bardzo dużo o swoim autorze i świecie, w który ten autor jest zanurzony. Mówi nam dużo o władzy i o tym, jak wykorzystuje ona przeszłość. Natomiast bardzo mało mówi nam o przeszłości.

Pojawia się tu fundamentalne pytanie: do czego władza potrzebuje historii? Ale także – do czego my możemy potrzebować wiedzy o przeszłości? Jak możemy z niej korzystać, by tworzyć lepszy świat?

Zastanówcie się ze znajomymi, w jaki sposób władza wykorzystuje historię. Czy możliwe i pożądane jest poznawanie historii, które nie byłoby jej wykorzystywaniem? Na czym mogłaby polegać różnica między poznawaniem a wykorzystywaniem przeszłości? Czy wykorzystywanie przeszłości jest zawsze niewłaściwe?

Autor opracowania:
Piotr Laskowski