Hakujemy hit
Powrót do listy lekcji

Temat:
O niedostatecznej argumentacji

Aby znaleźć manipulację w podręczniku, skieruj filtr AR na strony 58-59.

Co możemy przeczytać w podręczniku:

Niestety, w praktyce bardzo mało z założeń statutowych Unii Zachodnioeuropejskiej trafiło do traktatu lizbońskiego. Ten statut nie zakładał stworzenia jakiegoś ponadpaństwowego molocha (do czego dąży teraz UE), nie ingerował w suwerenność członków organizacji.

[…]

Są jednak takie państwa jak Republika Federalna Niemiec, które nie zważając na traktaty, prą z całych sił do zamiany Unii w jedno państwo; świadczy to niestety o złych intencjach. Poza tym trzeba zapytać: po co taka federacja? Czyżby miała służyć tylko Niemcom?

Wojciech Roszkowski, “Historia i teraźniejszość 1945-1979. Podręcznik dla klasy 1 liceum i technikum”, Biały Kruk 2022, s. 58

Na czym polega manipulacja?

Autor popełnia tutaj tzw. błąd niedostatecznego uzasadnienia (petitio principii) – do udowodnienia postawionej przez siebie tezy używa wątpliwej jakości argumentów, które są jedynie własnymi interpretacjami (np. złe intencje Niemiec). Ponadto za protoplastę UE bynajmniej nie uchodzi ściśle wojskowa Unia Zachodnioeuropejska.

Europa – wspólnota czy nie bardzo?

Twierdzenie o braku historycznej wspólnoty członków Unii Europejskiej jest zwyczajnie nieprawdziwe. Z np. amerykańskiej perspektywy historia wzajemnego poznawania się i przenikania kultur jest w Europie bardzo mocna. Narodowe niesnaski zastąpiła próba zbudowania czegoś wspólnie. A że przy tym wszystkim trochę się od siebie różnimy? To chyba dobrze?

Historię Europy można opisywać na wiele sposobów, wskazywać liczne konflikty i animozje z przeszłości między panującymi dynastiami, włoskimi miastami, śledzić przebieg wojny stuletniej czy konflikt francusko-pruski pod koniec XIX wieku. Dwudziestowieczną Europę podzieliły dwie światowe wojny. Nie można też zaprzeczyć, że zachodnia część kontynentu ma częściowo inne doświadczenia niż wschodnia, na przykład wstydliwy etap kolonializmu. Z kolei wschodni Europejczycy sami bywali ofiarami najazdów i kolonizacji, łączy ich doświadczenie komunizmu. Dziś wciąż mówi się o rozrywających Europę różnych politykach tożsamościowych, o kipiących nacjonalizmach. Złośliwi mogliby powiedzieć, że Stary Kontynent (czyli Europa właśnie) przypomina bar dla singli, którzy się nie znają i których poza piwem nic nie łączy*.

Wystarczy jednak porzucić taką knajpianą perspektywę i popatrzeć na Europę z oddalenia, choćby z perspektywy amerykańskiej. Nagle okazuje się, że Europejczyków więcej łączy, niż dzieli: gotyckie kościoły, place zamiast samych przecznic, restauracje podające w każdym mieście włoską pizzę, znajomość angielskiego, studencki program Erasmus, przejścia na lotniskach only for European citizens... Łączy nas także wspólnota historycznych losów – nie tylko konfliktów i wojen, lecz wzajemnego poznawania się, przenikania kultury. Z negatywnych doświadczeń również wyciągnięto wnioski: z tragedii II wojny światowej narodziła się europejska jedność. Założyciele powojennej Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali (EWWiS), prawdziwego protoplasty Unii Europejskiej, chcieli przezwyciężyć narodowe konflikty, budując coś wspólnie. W podręcznikach do historii dla licealistów w Hiszpanii, Holandii czy Polsce znajdziemy wiele podobnych opowieści i odniesień. Dlatego twierdzenie o braku historycznej wspólnoty członków Unii Europejskiej jest zwyczajnie nieprawdziwe. A że przy tym wszystkim trochę się od siebie różnimy? To chyba dobrze?

Łamanie wspólnotowych reguł gry

Nie istnieje żadna miara naukowa, która pozwalałaby stwierdzić, od jakiego momentu możemy mówić o istnieniu bądź nieistnieniu wspólnoty historycznej. Łatwiej natomiast wykazać, gdzie i kiedy ktoś łamie wspólnotowe ustalenia. Twierdzenia o konieczności obrony suwerenności narodowej, w którą jakoby ingeruje Unia, jest – jak powiedziałby Witold Gombrowicz – narodową tromtadracją (efekciarskim biciem piany). Wyobraźmy sobie piłkarską drużynę do lat 17, która przystąpiła do ogólnopolskiego związku drużyn młodzieżowych: zgodziła się na wszystkie warunki i wymogi, w zamian dostaje pomoc finansową i uczestniczy w rozgrywkach ligowych. Nagle jednak okazuje się, że jeden z boiskowych sędziów jest bratem „naszego” trenera, a część zawodników przekroczyła już siedemnasty rok życia. Czy wyłączenie drużyny z rozgrywek będzie ingerowaniem w wewnętrzne sprawy klubu?

Tak jak wszystkie inne kraje UE, Polska zobowiązała się do przestrzegania jednego z fundamentów demokracji liberalnej: trójpodziału władz i niezależności sędziów. W ciągu ostatnich lat ta fundamentalna zasada była wielokrotnie łamana w przypadku Trybunału Konstytucyjnego i wielu indywidualnych sędziów. A przecież przed polskimi sądami mogą stawać obywatele Unii, a obce spółki mogą dochodzić w nich swoich praw. Zastanówcie się, czy reakcja Wspólnoty – choćby zablokowanie unijnych środków dla państwa członkowskiego za łamanie wcześniejszego zobowiązania, by przestrzegać zasad demokracji – jest ingerowaniem w suwerenność kraju?

Dyżurny niemiecki straszak

Zarzuty o to, że Unia Europejska ingeruje w suwerenność państw, najczęściej idą w parze z obecną polityką Polski wobec Niemiec, największego unijnego państwa, które rzekomo Polsce zagraża. W tej wizji Niemcy są państwem o „złych intencjach”, chcącym podporządkować sobie UE i uczynić z niej straszliwego „molocha”. Tymczasem wszystkie kraje mają w Unii swoje interesy i starają się ich bronić, tworząc sojusze i koalicje. Dotyczy to także Niemiec czy Polski. Republika Federalna Niemiec nie rozpycha się jakoś szczególnie, nie rozstawia wszystkich po kątach. Ze swoim balastem przeszłości wcale nie dąży do nowego porządku ustanowionego na niemiecką modłę (roboczo nazwijmy to Pax Germania).

Przeciwnie, wielu komentatorów politycznych zarzuca władzom w Berlinie bezczynność i niechęć do wzięcia na siebie przywódczej roli w Europie. Zapomina się, że podczas kryzysu finansowego 2008 roku Niemcy zainicjowały potężny pakiet pomocowy dla stojącej na progu bankructwa Grecji. W roku 2015 zaś Angela Merkel, ówczesna kanclerz RFN, zgodziła się przyjąć ponad milion uchodźców, usiłując gasić kryzys migracyjny w innych krajach Wspólnoty. Europie zagrażają nie Niemcy, lecz kryzys gospodarczy i społeczny wywołany agresją Rosji na Ukrainę. Narodowe populizmy i wskazywanie, że to jacyś „oni” są winni, stanowią wyłącznie element politycznej gry.

Autor opracowania:
Marcin Zaremba

* Bar dla singli – porównanie zaczerpnąłem z książki Iwana Krastewa  Co po Europie? (przeł. Antoni Gustowski, Krytyka Polityczna, Warszawa 2018)