Hakujemy hit
Powrót do listy lekcji

Temat:
O atakach personalnych

Aby znaleźć manipulację w podręczniku, skieruj filtr AR na strony 78-79.

Co możemy przeczytać w podręczniku:

Bez różnicy, czy jest to komitet centralny partii komunistycznej, czy właściciel np. niemieckiego koncernu Springer, czy też Mark Zuckerberg (ur. 1984), właściciel Facebooka – każdy, kto posiada media, żąda, by reprezentowały one jego interesy oraz wyznawany przez niego światopogląd, który często uproszczony jest do ideologii.

[…]

Marka Zuckerberga. Człowiek ten, skądinąd wiadomo, że zdeklarowany ateista.

Wojciech Roszkowski, “Historia i teraźniejszość 1945-1979. Podręcznik dla klasy 1 liceum i technikum”, Biały Kruk 2022, s. 78

Na czym polega manipulacja?

Zdania, w których pojawia się tzw. kwantyfikator ogólny – „każdy”, „żaden” itd. – mają niewiele wspólnego z faktami i rzetelnością naukową. Określenie „skądinąd wiadomo, że” służy dyskredytacji akurat opisywanej osoby i jest argumentem pozamerytorycznym (argumentum ad personam).

Dylematy wokół Fejsa: czy krytyka oznacza obrażanie?

Wygląd, pochodzenie czy wyznanie Zuckerberga – żadna z tych informacji nie ma znaczenia ani dla funkcjonowania Facebooka, ani dla uzasadnionej krytyki tego medium. Trudność z każdą formą krytyki polega na tym, że musi ona być rzetelna i adekwatna.

Media społecznościowe – z Facebookiem na czele – nie są czarno-białe. Eksperci, krytycy, książki i artykuły poświęcone tematowi social mediów zgodne są praktycznie tylko co do tego, że doprowadziły one do wielkiej zmiany w funkcjonowaniu współczesnych społeczeństw. To dzięki nim udało się przeprowadzić wielkie zbiórki (jak tzw. ostatnia puszka Pawła Adamowicza czy niedawna zbiórka na drona wojskowego dla Ukrainy).

Z drugiej strony, gdyby nie społecznościówki – gdyby nie Facebook przede wszystkim – kontrowersyjne zbieranie danych i ich cyniczne wykorzystywanie m.in. w kampaniach wyborczych nie byłoby takie łatwe (najgłośniejszy przykład to wpływ nielegalnie gromadzonych danych przez firmę Cambridge Analytica na wynik wyborów prezydenckich w USA w 2016 roku i na brytyjskie referendum w sprawie Brexitu). Nieraz też sami zderzamy się z facebookową polityką, kiedy zgłaszamy moderatorom ewidentnie skandaliczne posty i komentarze, a w odpowiedzi czytamy, że nie naruszają one standardów tutejszej społeczności.

Niechlubne ad personam

Krytyka mediów społecznościowych, tak jak krytyka każdego zjawiska społecznego, oczywiście może być uzasadniona i słuszna. Problem z nią polega na tym – jak przy każdej innej formie krytyki – że faktycznie musi być ona rzetelna i adekwatna. W innym wypadku nie ujmuje istoty problemu, a jej nierzeczowość stawia krytykującego w złym świetle. 

Nieraz stykamy się z tym, że ktoś – na przykład polityk lub polityczka, ale równie dobrze może to być osoba prywatna – staje się obiektem szyderstwa ze względu na swój wygląd. Co jednak się dzieje, gdy temu przyklaskujemy? Po pierwsze oddalamy się od merytorycznego powodu, dla którego daną osobę być może należy skrytykować. Wygląd nie ma nic wspólnego z działaniami, które możemy ocenić jako niewłaściwe i – naszym zdaniem – szkodliwe.

Po drugie, krytykując np. wygląd, sami zaczynamy zachowywać się jak osoby, którym zarzucamy niszczenie poziomu debaty publicznej lub inne niewłaściwe postępowanie. Niepostrzeżenie dla samych siebie porzucamy rzeczową argumentację na rzecz obrażania i dyskredytacji rozmówcy. Przytyk osobisty – znany pod łacińską nazwą argumentum ad personam – uchodzi za najsłabszy zabieg, jaki można zastosować w rozmowie prywatnej lub w debacie publicznej.

Płytkość to nie rzeczowość

Jeżeli wypowiadając się o Marku Zuckerbergu, założycielu i dyrektorze generalnym Facebooka, będziemy krytykować jego wygląd lub światopogląd, a nie decyzje mające wpływ na funkcjonowanie giganta social mediów, to nie tylko przegapimy szansę na sformułowanie konstruktywnych wniosków (np. jak z tej sieci bezpiecznie korzystać), lecz wyślemy w świat komunikat: „Nie umiem argumentować rzeczowo, zniżam się do poziomu argumentacji ad personam”. Informacja, że Zuckerberg jest lub nie jest ateistą (kto zresztą miałby sprawdzić prawdziwość takiej informacji?), nie ma znaczenia dla funkcjonowania Facebooka i słusznej krytyki tego medium, a samo wprowadzanie jej do wypowiedzi jest próbą dyskredytacji niskich lotów.

Nawet jeśli chcemy skrytykować samą platformę, a nie jej założyciela, warto się zastanowić, jak to robimy i czy ma to merytoryczne podstawy. Porównywanie władzy Facebooka (medium, z którego korzystamy dobrowolnie i które nie ma monopolu informacyjnego, zawsze można zrezygnować z jego usług) do władzy PZPR (partii komunistycznej, która monopol wywalczyła, narzucała i utrzymywała za pomocą cenzury i przemocy) również odsłania niską jakość krytyki. Przy tak różnych okolicznościach powstania i funkcjonowania tych dwóch podmiotów próba ich zestawienia nie jest rzeczowym, błyskotliwym i celnym porównaniem, lecz płytką i nietrafioną analogią.

Warto myśleć samodzielnie i mieć sceptyczne podejście – zarówno do opinii w mediach społecznościowych, jak i do pozamerytorycznych opinii o nich.

Autor opracowania:
Przemek Staroń