Hakujemy hit
Powrót do listy lekcji

Temat:
O tendencyjnym dobieraniu faktów

Aby znaleźć manipulację w podręczniku, skieruj filtr AR na strony 154-155.

Co możemy przeczytać w podręczniku:

[Pozostających w podziemiu “żołnierzy niezłomnych” lub “wyklętych” określano w komunistycznej propagandzie mianem bandytów] ten hańbiący i niesprawiedliwy epitet można usłyszeć i dziś, i to w renomowanych mediach; jest on hańbiący dla tych, którzy go używają.

[…]

Należy jednak oddawać cześć ludziom, którzy woleli zginąć pozostając wiernymi ideałom niepodległej Polski i złożonej na Boga przysiędze, niż w jakikolwiek sposób współpracować z narzuconą siłą władzą komunistyczną.

Wojciech Roszkowski, “Historia i teraźniejszość 1945-1979. Podręcznik dla klasy 1 liceum i technikum”, Biały Kruk 2022, s. 155

Na czym polega manipulacja?

Autor wplata do zdania frazę „hańbiący i niesprawiedliwy”, która informuje nas jedynie o jego założeniu, a więc opinii, nie fakcie. Stwierdzenie, że coś jest dla kogoś hańbiące, to prywatna ocena i pozbawiony uzasadnienia poważny zarzut. Autor pomija też fakty historyczne niezgodne z przyjętą przez niego tezą.

„Żołnierze wyklęci” – polityka i historia

Mit upraszcza historyczną rzeczywistość, narzuca specyficzny język, a z nim przymus akceptacji bardzo określonych wartości. Nie dopuszcza dyskusji, obliguje do posłuszeństwa. Tak właśnie stało się z narracją o polskich powojennych partyzantach w lasach.

Obecna polityka historyczna służy ukazaniu rządzących jako jedynych obrońców polskości. W mitologicznych opowieściach, jak ta o „żołnierzach wyklętych”, przeszłość zostaje nierozerwalnie złączona z teraźniejszością. To, co było wczoraj, uprawomocnia to, co jest dziś. Ale żeby wszystko tworzyło atrakcyjną całość, najpierw trzeba tę przeszłość poddać rewizji, uwznioślić, przemilczeć niewygodne fakty, słowem – wynaleźć ją na nowo. Na tym też polega polski nacjonalizm, który nie toleruje krytyki swoich bohaterów, utrzymuje, że byliśmy tylko ofiarami – i tylko my, Polacy.

Wracamy więc do XIX-wiecznej romantycznej koncepcji Polski jako Chrystusa narodów, cierpiącej i niewinnej. Jej osią jest mit, który odpowiednio wykuty, staje się podstawą kultu. Mit narzuca specyficzny język, a z nim przymus akceptacji bardzo określonych wartości. Nie dopuszcza dyskusji, obliguje do posłuszeństwa. Tak właśnie stało się z narracją o „żołnierzach wyklętych”. Można być albo ich apologetą, albo „zaprzańcem” wykluczonym z grona „prawdziwych Polaków”. Na przykładzie mitu o „żołnierzach wyklętych” możemy zobaczyć, jak mit upraszcza historyczną rzeczywistość i prowadzi do jedynych dopuszczalnych wniosków.

I ucisk, i ulga

Po wojnie zdecydowana większość Polaków chciała odbudowy życia, stabilizacji. Dominowało zmęczenie wojną. Powojenna rzeczywistość pełna była sprzeczności, ewoluowała. Zakończenie II wojny światowej przyniosło naturalne „odradzanie życia”, radość. Konstanty Ildefons Gałczyński pisał w tym czasie: „sześć lat po świecie tułał się człowiek | i nagle: Polska i harfa eolska, | po prostu cud jak z nut”. Ludzie cieszyli się z ocalenia, łączyli z rodzinami, rozkręcali własne interesy, podejmowali trud odbudowy. Chłopi po pierwszych wahaniach przejmowali ziemię w ramach reformy rolnej. Robotnicy żyli nadzieją, że będą współrządzić swoimi zakładami. Młodzież charakteryzował pęd do nauki, chciała nadrobić stracony czas.

Polityczny obraz powojnia też nie jest jednoznaczny. W 1945 r. jeden terror został zastąpiony drugim. Już w październiku 1944 r. Józef Stalin powiedział Bolesławowi Bierutowi w związku z obecnością Armii Czerwonej: „Wy macie teraz taką siłę, że jeśli powiecie 2 razy 2 jest 16, to wasi przeciwnicy potwierdzą to”. Represje miały charakter ogólnospołeczny i nie ograniczały się do osób aktywnych w strukturach podziemia – były uderzeniem w społeczeństwo jako całość. Terror, zwłaszcza pierwszych powojennych lat, nauczył Polaków konformizmu i ucieczki od wolności. Mieszkaniec podwarszawskiego Rembertowa pisał w maju 1945 r.: „Tyle lat już się łudzimy, a ucisk coraz większy”.

Powiedzieć jednak, że rok 1945 przyniósł zniewolenie, które w niezmienionej postaci trwało do 1989 r., to pokazać całe półwiecze w sposób nieprawdziwy, bez półcieni i niuansów. Nawet w pierwszych latach powojennych Polska to nie Priwislinskij Kraj, Kraj Nadwiślański, w którym po powstaniu styczniowym w urzędach mówiło się po rosyjsku, a dzieła Adama Mickiewicza były na indeksie. W 1945 r. otwierano polskie szkoły i uczelnie, w teatrach premiera goniła premierę. Warto pamiętać o legalnej działalności opozycyjnego Polskiego Stronnictwa Ludowego i jego przywódcy Stanisława Mikołajczyka, który objął tekę wicepremiera i ministra rolnictwa w rządzie zdominowanym przez komunistów.

Wyklęta prawda o zbrodniach

Także podziemie było zróżnicowane, co nie mieści się w poetyce mitu. Najważniejszą organizacją było Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (WiN), organizacja głównie cywilna, wywiadowcza, której dowódcy dążyli do wyprowadzenia ludzi z lasu. Nie ma wątpliwości, że wśród „leśnych” (czyli partyzantów) było wielu wspaniałych ludzi, którzy marzyli o wolnej Polsce. Nie można jednak zapomnieć, że powojenne podziemie ulegało demoralizacji i wojennemu zdziczeniu, a „upadli żołnierze” bywali okrutni i źli. Wielu z nich nienawidziło Żydów, Litwinów, Ukraińców, Białorusinów, ale także „zdrajców z PSL”, z których kilkudziesięciu zlikwidowano. Po wojnie zamordowano ponad tysiąc Żydów ocalałych z Holocaustu – kilkudziesięcioro w pogromach w Krakowie i w Kielcach, resztę rękami „polskich bandytów”. Tak ich zresztą określała również ludność białoruska. Z okolic miejscowości Kleszczele w Białostockiem ktoś pisał w prywatnym liście: „Żyłyśmy spokojnie do czasu, jak się zjawili polscy partyzanci. Spalili nas w proch, cała wioska spalona z budynkami i mieszkańcami. W naszym budynku spalili 7 owiec, krowę i źrebaka, a kobyłę zabrali ze sobą”.

„Polscy bandyci” potrafili zamordować z błahego powodu, takiego jak rzekoma nieprzychylność do leśnych oddziałów. Na przełomie stycznia i lutego 1946 roku 3 Brygada NZW (Narodowego Zjednoczenia Wojskowego), dowodzona przez kapitana Romualda Rajsa „Burego”, spaliła wsie Zaleszany, Zanie, Szpaki, Wólkę Wygonowską i Końcowiznę. W płomieniach bądź od kul zginęło 87 osób, w tym kobiety i dzieci, kilkadziesiąt innych dotkliwie okaleczono. W 2005 r. IPN uznał te wydarzenia za zbrodnie wojenne.

To tylko przykład. Mit o „żołnierzach wyklętych” wyklucza te złożoności i niuanse, monopolizuje wizję przeszłości i zaciera niewygodne fakty – słowo „bohaterowie” staje się więc w tym przypadku równie nieprawdziwym epitetem jak mechaniczne wrzucanie wszystkich partyzantów do worka z napisem „bandyci”. Warto o tym pamiętać, przyglądając się złożonym biografiom ludzi kontynuujących walkę zbrojną w polskich lasach, a szerzej – poznając skomplikowane dzieje polskiego powojnia.

Autor opracowania:
Marcin Zaremba